czwartek, 13 grudnia 2012

Do [T.I]

[T.I], tak mi przykro. Tak ogromnie mi przykro, że wyszło ja wyszło. Zginęłaś już dawno. Pod kołami samochodu tak jak twoja mama. Czemu musiałaś wtedy zaspać? Czemu biegłaś do tej cholernej szkoły?!
Przepraszam, że nie wierzyłam w to co mi mówiłaś. Z biegiem czasu faktycznie przekonałam się, że potwierdziło się każde twoje słowo...tylko...jak ty na to wpadłaś?
Jakim cudem poznałam historię zwykłej dziewczyny i niezwykłego chłopaka, który miał stać się jej aniołem stróżem?
To wydaje się tak boleśnie nieprawdopodobne. A jednak zdarzyło się na prawdę. 
Tak [T.I]. Teraz już możesz być pewna. Uwierzyłam, że Harry był twoim aniołem stróżem.
Nawet jak byłaś chora psychicznie -to w takim razie ja też jestem! Poświęciłam dwa lata na nieustannym dochodzeniu prawdy...
Jeździłam po szpitalach, wypytywałam różne osoby, zdobywałam numery. 
Zostałaś śmiertelnie potrącona przez samochód tamtego dnia - na tej samej ulicy, na której zginęła wcześniej twoja mama. Tutaj moment, który trudno mi wytłumaczyć - no bo jak to? Bóg zwrócił ci życie? Może pomyślał jakie to niesprawiedliwe.  W każdym razie potem jakby nic się nie stało pobiegłaś do akademii teatralnej - chociaż twoje ciało zabrano do kostnicy na obrzeżach miasta. Nikt z bliskich nie uwierzyłby jednak w twoją śmierć - przecież 2 godziny później leżałaś w szpitalu ze złamaną nogą - co gorsza twoje 'zwłoki', które przeszły tego samego dnia sekcję miały takie samo złamanie -było to już po wydarzeniu. Wszystkie te niepokojące fakty zaczęły się nawarstwiać - ty żyłaś normalnie, jak gdyby nigdy nic. Zakochiwałaś się w Harrym. O tym co się dzieje uświadomiłaś sobie tak naprawdę po tym jak przeczytałaś list, który na cmentarzu wręczyła ci mama Jacka. Tak, tego samego Jacka, którego uratowała kiedyś twoja mama poświęcając swoje życie. Tego samego Jacka, którego Bóg zabrał do siebie za sprawą białaczki dwa miesiące później. Tak [T.I] - muszę po raz kolejny przyznać ci rację - byłaś aniołem stróżem Jacka. Jack też miał rację w tej kwestii.
Zmarł z tego samego powodu, z którego miałaś umrzeć ty - ponieważ zakochał się w swoim aniele stróżu, relacja zaszła za blisko. Anioły powinny powinny pomagać, pilnować - robią to nieświadomie. Aniołem można zostać z dnia na dzień - wywołuje to jakieś wydarzenie, koniec rozdziału w życiu przyszłego anioła i jest równoczesne z momentem krytycznym w życiu osoby, która anioła będzie mieć. Takim momentem krytycznym może być śmierć, choroba, depresja.
Ty stałaś się aniołem Jacka po tym jak go poznałaś - zakochał się w tobie, więc musiał umrzeć. Twoja mama go uratowała - wtedy, gdy szła zobaczyć twój występ więc w pewien sposób to sprowokowałaś. Jednak jako, że się nie udało - śmierć znów zarzuciła na Jacka sidła - tym razem nieuleczalnej choroby, która daje pewną śmierć. 
Twoja sytuacja z Harrym była podobna, żeby nie rzec taka sama.
Zakochałaś się w nim - więc musiałaś umrzeć - kilka miesięcy wyrwanych z twojego życia w czasie śpiączki były twoją podświadomą obroną przed tym co ma się zdarzyć. Co najdziwniejsze - twoja mama w dniu twojej pierwszej śmierci - na drodze jakby wróciła do życia. Wszyscy zapomnieli, że zginęła dwa lata wcześniej - co jest potworne, bo moi rodzice wciąż są przekonani, że wcześniej wciąż była przy was, a zginęła wtedy kiedy tak naprawdę odeszła drugi raz - w wypadku samochodowym. Czasami myślę, że wróciła do życia tylko po to, aby zginąć po raz drugi - sprawić jakoś, że Harry od ciebie odejdzie. Że unikniesz śmierci. Nie uniknęłaś. Tak jak Jacka dopadła cię choroba. Ciężka, nieuleczalna choroba, która atakuje nagle. Przypadek?
To był już twój wybór, że rzuciłaś się pod samochód. Nie chciałaś przedłużać cierpień jakie przeżywałaś kiedyś ty - gdy umierał Jack. W pełni to rozumiem.
Jeśli jesteś teraz, gdzieś tam... to popatrz co wisi na twojej szyi. Wstążeczka z kluczykiem, prawda? Wstążeczka od Jacka. Każdy anioł stróż zachowuje po śmierci - gdy już przestaje być aniołem - jakiś wyjątkowy symbol od osoby, którą chronił. Harry z pewnością też po śmierci będzie nosił na szyi wstążeczkę z twoim pierścionkiem zaręczynowym.

Jeśli jednak w jakiś sposób widzisz ten list - błagam, spróbuj zrobić to o co dla ciebie walczyłam. Dowiedziałam się, że każdy anioł stróż po śmierci może wrócić na Ziemię w innej postaci, aby chronić niedoświadczone anioły przed popełnianiem tego odwiecznego błędu - miłości, która jest im w pewnym sensie zakazana. Mogą kochać każdego, tylko nie swojego podopiecznego...niestety często staje się inaczej. 
Aby znaleźć się wśród nas po prostu rzuć kluczyk na Ziemię. Twoja dusza poleci za nim, bo w końcu jest z nim związana już na zawsze.

Gdybyś jakimś cudem wróciła- proszę cię, daj mi jakiś znak. Jestem pewna, że choć nie będziesz wiedzieć dlaczego coś ci o mnie przypomni.


G

niedziela, 9 grudnia 2012

Z pamiętnika Grace Dot

Drogi pamiętniku!

Pewnie nie wiesz, ale wygrzebałam cie jakiś czas z ostatniego nieotwartego kartonu. Zawieruszyłeś się podczas przeprowadzki, kiedyś nieużywany teraz spadłeś mi jak z nieba. 
Ktoś kto wymyślił ideę pamiętników, dzienników był geniuszem. Mogę ci się zwierzyć, wyżalić zapisać swoje przemyślenia i być pewną, że nie ujrzą one światła dziennego. Jesteś najwierniejszym przyjacielem, takim, który nigdy nikomu nie zdradzi moich sekretów.

Dzisiaj jest dzień, którego spodziewałam się już od dawna. Rodzice są pogrążeni w żałobie. Wszyscy w końcu kochaliśmy [T.I]. Cały czas nie mogę uwierzyć, że to właśnie mnie kiedyś wybrała do powierzenia swojego największego sekretu. Ten cały czas, przez który musiałyśmy udawać, że nasza relacja to najzwyklejsza w świecie relacja kuzynek, właściwie przyszywanych miał ogromne znaczenie dla losów tej nieprawdopodobnej historii. Czasami zastanawiam się czy ona nie zbzikowała, czy nie była chora psychicznie...

Na moim łóżku leży czarna sukienka. Obok czarna wstążeczka, którą ozdobię koczka na mojej głowie. Czarne buty na obcasie. Czarna parasolka i płaszcz, bo za oknem leje. 

W dłoni trzymam kopertę. Jest w niej kilka zdjęć i starannie zapisana przeze mnie poprzedniej nocy tajemnica [T.I]. Tak jak chciała zabierze ją do grobu.

Jest jeszcze coś. Harry. Aż trudno uwierzyć, że musiał trafić właśnie na [T.I]. To potworny zbieg okoliczności, nie zasłużył na to. Będzie jeszcze długo cierpiał, ale w końcu zapomni. Tak jak każdy zapomina o mrocznych tajemnicach, których nawet dobrze nie poznał.  

Grace Dot

sobota, 8 grudnia 2012

Imagin EPILOG

Twoje myśli ulatywały spokojnie do góry. Nie miałaś już ciała, ale twoja dusza stawała się coraz lżejsza. Robiło się zimniej i zimniej. Nic nie czułaś, ale widziałaś to po zamarzających kropelkach unoszących się bezwładnie w powietrzu. Im wyżej tym więcej kryształków. W końcu się zatrzymałaś. Byłaś zawieszona w przestrzeni. Usłyszałaś trzepot skrzydeł. Leciał za tobą piękny, biały gołąb. Odwróciłaś wzrok, bo poczułaś czyjąś dłoń na swoim niewidocznym ramieniu.
-Mama? -szepnęłaś w myślach . Kobieta uśmiechnęła się ciepło. Wyglądała zniewalająco. Dojrzale, spokojnie, rozsądnie. Pięknie. Miałaś tysiące pytań. Ale nie myśląc długo wybrałaś jedno, takie, które pozwoliło ci na kurczowe trzymanie się teraźniejszości. 
-Co to za ptak? -odpowiedź usłyszałaś w swojej głowie. 'To gołąb wyboru. Otrzymuje go każdy kto nie umrze śmiercią naturalną. Jest to pewnego rodzaju rekompensata za przedwczesne odejście. Daje ci on dwie możliwości, musisz wybrać sama. Albo zabierze cię do nieba, albo wyślesz go na Ziemię, gdzie spełni jedno twoje życzenie dotyczące jakiejś konkretnej, żyjącej osoby." Miałaś już zapytać 'A ty o co poprosiłaś?', ale nie chciałaś poznać prawdy. To była tylko i wyłącznie sprawa twojej mamy, miała prawo do zachowania tej tajemnicy. 
-Chciałabym, aby On był szczęśliwy. -powiedziałaś w myślach do gołębia, który jak na zawołanie wbił się w gęstwinę kropelek i zniknął gdzieś na dole. Kobieta popatrzała na ciebie ze smutkiem, ale też zrozumieniem. Teraz obie tutaj utknęłyście. Pomiędzy niebem, a Ziemią.

***

Nagle zadzwonił budzik. Boże, która to godzina?! Spóźnisz się do szkoły, jak nic! Popatrzałaś na zdjęcie zmarłej dwa lata temu mamy.  Nagle x rozmyślań wyrwało się donośne szczekanie. A to co do cholery...pomyślałaś widząc u stóp przesłodkiego szczeniaczka rasy shih-tzu. Był przecudny! Ale mając weterynarza w domu nauczyłaś się już traktować licznie sprowadzane do mieszkania zwierzaki przedmiotowo i się do nich nie przywiązywać.
Rzuciłaś się do porannego biegu z przeszkodami. Najpierw łazienka - ekspresowy prysznic 
i minimalny make-up, nie najświeższe włosy związałaś niedbale w koczka. Potem znowu pokój - wrzuciłaś na siebie pierwszy lepszy t-shirt i spódniczkę nie myśląc o tym jak wyglądasz.
Postanowiłaś, że śniadanie zjesz po drodze i chwyciłaś do ręki torbę. Wciskając psiaka trampkiem za drzwi wybiegłaś prosto na klatkę. Widząc powieszoną na windzie kartkę z napisem "Winda nieczynna. Przepraszamy za utrudnienia" bardzo chciałaś żeby to był żart. Gdy zbiegłaś z 10 piętra na parter byłaś pewna, że zwymiotujesz. Wyskoczyłaś na ulicę. Na szczęście szkołę miałaś niedaleko więc po prostu zaczęłaś pędzić przed siebie - naturalnie łącznie z przebieganiem na czerwonym świetle przez najbardziej ruchliwe ulice jak to miałaś w zwyczaju. 
 
 
______________
 
 
Kochane! Postanowiłam napisać epilog - który, jak zapewne zauważyłyście jest początkiem prologu. Mam nadzieję, że zrozumiecie co miałam na myśli robiąc to w ten sposób. 
Uwaga! Czeka was jeszcze jedna, kolejna część! Mam nadzieję, że wszystko ona wyjaśni osobom, które nie zrozumiały mojej intencji. 
Z jednej strony bardzo chcę zakończyć bloga - z drugiej mam ogromną potrzebę pisania, a nie mam zamiaru otwierać nowego adresu.
Doradźcie! Co robić?

piątek, 7 grudnia 2012

Imagin cz. 31 This is the end baybes.

Trzymałaś dłoń na jego klatce piersiowej, która unosiła się płynnie w górę i w dół. Przymknęłaś oczy przypominając sobie te wszystkie cudowne chwile, które z nim spędziłaś. 
Ale czy miało dalszy sens okłamywanie się nawzajem? Kate uświadomiła ci, że to zaszło niestety trochę za daleko. 
-Harry. -powiedziałaś odrywając się od niego. Spojrzałaś w jego przekrwawione oczy. Musisz być silna, musisz wytrwać. Przecież robisz to też dla niego. -Obiecaj mi, że nie będziesz tęsknił. Niczego nie będziesz żałował.- popatrzył na ciebie z takim bezmiernym smutkiem, że aż zrobiło ci się niedobrze. 
-Harry, musisz mi obiecać. Musisz. Inaczej nie odejdę. -znowu mocno cię przytulił po czym złapał twoją twarz i pozwoliłaś żeby musnął twoje usta swoimi. -Jeśli mnie kochasz pozwól mi odejść. Oboje wiemy, że nigdy nie byłam ciebie warta. Nie będę szczęśliwa jeśli nie zostawię przed tobą otwartej drogi. -oczywiście nic nie odpowiedział tylko znowu lekko cię pocałował.
-Jesteś dla mnie wszystkim. Wszystkim. Liczyłem, że zatrzymam cię przy sobie. Nie uda mi się to, wiem. Odejdziesz czy ci pozwolę czy nie. Za dobrze cię znam, żeby myśleć, że tak nie będzie. Kolejna dziewczyna ode mnie ucieka. -odetchnęłaś. Byłaś w końcu jedną z tych licznych dziewczyn. Tylko kolejną zjawą, która odłamała dla siebie kawałeczek tego beztroskiego, młodego serca.
-Właśnie Harry. Kolejna dziewczyna, nie ostatnia. Jestem tylko kolejną dziewczyną na horyzoncie. Tylko czymś trochę więcej niż przyjaciółką.
-Oświadczyłem ci się. To jest tylko trochę więcej?
-Harry, ja cię kocham. Ja cię naprawdę kocham. Jesteś wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju. To co robisz cię na jakiś sposób kształtuje, ale czy też nie ogranicza? Nie zamyka? Jesteś tak bardzo ściśnięty w sobie, że niedługo nie byłoby już miejsca dla mnie. -wtulił się w twoją szyję co tylko utwierdziło cię  w fakcie, że masz rację. 
-Nie znajdę już drugiej takiej dziewczyny. Jesteś przecież moją połówką, nie ma dla ciebie żadnego zastępstwa. -nie umiałaś zaprzeczyć.
-Nie chcę niszczyć twojej sławy. Nie chcę. Widzę, że robisz to co kochasz, liczysz się z tym, że to się wiąże z różnymi wyrzeczeniami. Ja bym chyba zwariowała. Twoja sława już zaczęła mnie przerastać, co by było potem?
-Rzuciłbym dla ciebie zespół. Naprawdę. Gdybym miał wybór: nigdy już nie móc posłuchać muzyki ale mieć cię przy sobie, albo żyć z muzyką za to bez ciebie wybrałbym pierwsze. -popatrzałaś głęboko, głęboko w jego oczy. Liczyłaś może, że zobaczysz w nich siebie? Przerażoną czy spokojną? 
-Harry...-starałaś się dokończyć ale nie mogłaś. Z twoich ust wydobywał się tylko głuchy jęk. Zaczęłaś panikować, popłakałaś się. Po chwili nie mogłaś już złapać oddechu. Widziałaś tylko dłoń Harrego zaciśniętą na twoim gardle i po chwili świat stał się szary. 

***

-Mam złą wiadomość. Niestety są to właściwie dwie złe wiadomości. Proszę kiwnąć głową jak będzie pani gotowa, aby ich wysłuchać. - lekarz siedział wyprostowany za sterylnie białym biurkiem. Ściskałaś mocno dłoń Hazzy. Czułaś się winna. Czułaś, że psujesz jego życie. Jak jakiś robal. Dostałaś się do środka Harrego tak jak szkodnik do wnętrza owocu i powoli sprawiałaś, że tracił siły, dawny zdrowy wygląd i energię. W końcu pomachałaś głową. Byłaś gotowa na wszystko. Byłaś gotowa na śmierć.

-Dobrze. Jest pani gotowa więc przedstawię pani pierwszą wiadomość: na skutek szoku straciła pani głos. To kiedy pani go odzyska zależy tylko i wyłącznie od przełamania pewnej bariery w głowie. To raczej problem natury psychologicznej. Druga wiadomość za to będzie na pewno bardzo trudna...cierpi pani na tętniaka, którego pozwoliły wykryć nowoczesne badania. Niestety jest on w stadium bardzo zaawansowanym, na tym etapie praktycznie nie nadaje się do leczenia. -popatrzył na ciebie z litością. 
'Z tym da się żyć?' - nabazgrałaś na kartce leżącej na stole.
-No cóż. Zależy to od rodzaju tętniaka, a przede wszystkim jego umiejscowienia. W tym przypadku jest to tętniak mózgu. Właściwie chyba gorzej być nie mogło. -kolejne litościwe spojrzenie. Wiedziałaś co nieco o tych sprawach, w końcu Tom był lekarzem. Zwierzęta też cierpiały na tego typu dolegliwości. Nie byłaś głupia. Rozwinięty tętniak mózgu? Ile z tym pożyjesz? No, pewnie maksymalnie jakieś cztery lata, Boże kochany...martwiłaś się o Toma...co on bez ciebie zrobi? Chociaż w końcu ty już dawno nie byłaś dzieckiem, a od czasu śmierci mamy stałaś się prawie w 100% samodzielna. 
'Ile czasu mi zostało?' podałaś kartkę mężczyźnie. Nawet nie chciałaś patrzeć na Harrego, gdy otwarłaś odpowiedz od lekarza, któremu chyba nie przeszło by to przez gardło.
'Miesiąc nie więcej.' - czarne słowa cię spiorunowały. Czyli został ci miesiąc życia. A miałaś przecież plany, marzenia! Starannie wybrana szkoła, ciężko pracowałaś aby się do niej dostać. Miałaś jeszcze tyle smaków do poznania, miejsc do zwiedzenia, ludzi do poznania. Tyle nowych doświadczeń. Ślub, macierzyństwo, szczęśliwa starość? O tym możesz tylko pomarzyć!  Nigdy nie zaznasz już tych najpiękniejszych w życiu chwil. Poczułaś się strasznie. Jakby okazało się, że ktoś wyrwał większość niezapisanych jeszcze stron z twojej księgi życia. Harry schował twarz w dłonie. Próbowałaś krzyczeć. Jedyne czego teraz pragnęłaś to krzyczeć. Wydzierałaś się ile mogłaś, zdzierałaś gardło ciszą. Najbardziej bolało to, że nigdy nie powiesz już 'Kocham cię'. Bóg zabrał ci nawet to święte prawo ostatniego słowa, pożegnania. Nie powiesz 'Kocham cię' Tomowi, braciom, którzy stracą kolejną bliską osobę, nie powiesz tego przyjaciołom Kate, Soni, nie powiesz tego Grace, Boże, ona zapłacze się na śmierć, nawet Brian jej nie pocieszy...nie powiesz 'Kocham cię' nawet już temu małemu głupolowi Harremu Juniorowi, najsłodszemu kocurowi wszechświata, nie powiesz tego nikomu kogo kochasz. Nie powiesz tego Harremu. Nie powiesz mu, że może musicie sobie zrobić małą przerwę, że zachowasz pierścionek i poczekacie kilka miesięcy jak to się ułoży. Bo ty nie miałaś kilku miesięcy. 

***

Wróciłaś z Harrym do mieszkania, które teraz wydawało się potwornie przygnębiające i puste. Nie mogliście już nic zrobić. Nic. Wzięłaś najładniejszą kartkę z eleganckiej papeterii i napisałaś list. List pożegnalny do wszystkich osób, które kiedykolwiek spotkałaś, tych, które były blisko i daleko, tych, które były zawsze wierne i tych, które cię skrzywdziły. Wyszłaś z mieszkania, gdy Harry załamywał się w sypialni. Wetknęłaś kopertę za drzwi. Złapałaś za uchwyt walizy i bezszelestnie uciekłaś w noc.



***


Miałaś na sobie piękną, białą suknie ozdobioną srebrnymi haftami. Lekko falowane włosy równo ułożone wzdłuż ramion, na czubku głowy wianek z wielkich róż. Twarz miałaś spokojną, delikatnie zaróżowione policzki, blada cera, sine usta zastygnięte w lekkim uśmiechu. Dookoła stali wszyscy, których kochałaś. Wszyscy, którzy powinni tam stać. Sama byś lepiej nie ułożyła listy gości. Gdy kapłan skończył odmawiać nad tobą jakieś proste słowa, które dały ci poczucie beztroskiego spokoju w twoją stronę zaczęły z góry lecieć zdjęcia. Mnóstwo zdjęć. Ty roześmiana, albo zamyślona. Sama i z innymi. Każdy podchodził i składał ten ostatni, symboliczny gest podziękowania za to, że byłaś. W sumie cieszyłaś się z takiego dramatycznego zakończenia. To było iście teatralne, a ty w końcu uwielbiałaś teatr. Ten samochód głupkowatego paparazziego skrócił cierpienia jakie musiałabyś przeżywać ty i twoi bliscy. Byłaś pewna, że Harry nikomu nie powie o diagnozie mimo iż może wtedy łatwiej byłoby im się pogodzić z twoją śmiercią. 
Cóż. W każdym razie trudno. Zakończyłaś swoją drogę. Może napisałabyś bestseller, wyreżyserowała film, który byłby nominowany do Oscara, założyła jakąś fundację charytatywną, która zyskałaby rozgłos na całym świecie, albo fotografowała najsłynniejsze modelki i zwykłych ludzi do takich reportaży w luksusowych gazetach, które pokazują bogaczom co to znaczy życie. A może byłabyś nikim. A nie, ty już na zawsze pozostaniesz kimś. Na zawsze pozostaniesz drugą połówka Harrego Stylesa. I to się nie zmieni.


________________

To już oficjalne zakończenie imaginu. Od teraz wdrażam korektę, potem zastanowię się nad tym co dalej.

Proszę was kochane, jeśli podoba wam się blog POLECAJCIE! Na fb, tt, swoich blogach. OCZYWIŚCIE SIĘ ODWDZIĘCZĘ!

mój tt: @KoperAlex

środa, 5 grudnia 2012

Imagin cz. 30

Chłodne popołudnie szczypało cie w policzki. Na twarz od mrozu wstąpiły czerwone rumieńce. Weszłaś do pachnącego książkami budynku, potem po wcześniejszym uprzejmościowym puknięciu w stare, drewniane drzwi znalazłaś się w przytulnym gabinecie.
-Dzień dobry. -powiedziałaś niepewnym głosem, w sumie lekko zawstydzona. Osobnik na przeciwko wyglądał za to na przesadnie pewnego siebie. Tłuściutki profesor, ledwie wciskający się w koszulę w czerwono-białą kratę i granatową marynarkę poprawił starannie złożoną w harmonijkę dobitnie w starym stylu muszkę, założył na pokryty warstwą tłuszczu nos okulary wcześniej wiszące na łańcuszku na jego szyi i odchrząknął wreszcie.
-Witam, witam. Proszę usiąść. - wskazał dłonią czerwony, skórzany fotel stojący po twojej stronie jego biurka.  Usiadłaś kładąc sobie torbę na kolanach. -Kogo my tu mamy...a no tak. [T.I] [T.N], czyż nie? - spoglądnął na ciebie znad okularów. Odetchnęłaś płytko, przełknęłaś z trudem ślinę i odpowiedziałaś skruszona jak małe dziecko, które rozbiło ozdobną wazę podczas zabawy w salonie.
-Tak, proszę pana.
-Świetnie. Poproszę dokumenty. -odparł nawet na ciebie nie zerkając. Siedziałaś przez chwile analizując bezmyślnie jego słowa, gdy zmroził cie ten okropny wzrok.
-Dokumenty. Mam to pani przeliterować?-ocknęłaś się.
-Nie...nie, oczywiście. Już daję. -szepnęłaś przerażona i wyjęłaś gdzieś z otchłani pojemnej torby bordową teczkę na gumkę.
-Doskonale... -mruknął przeglądając czy zawartość jest pełna. Wpisał coś w niedużego laptopa leżącego z boku masywnego biurka z ciemnego, rzeźbionego drewna i powiedział jakby od niechcenia -W takim razie cóż. Skoro formalności zostały niemalże dopełnione będę łaskaw nie trzymać panią dłużej w niepewności, a stwierdzić, że ze względu na bardzo sprzyjające okoliczności, mam tu na myśli m.in. liczne wygrane oraz wyróżnienia w wielu prestiżowych, że tak to nazwę konkursach, a także doskonałe wyniki na egzaminie końcowym oraz wstępnym egzaminie przyjęcia w poczet naszych uczniów...po prostu nie dłużąc dalej witam w szkole, panno [T.N]. -zrobiłaś wielkie oczy. Nie spodziewałaś się, że pójdzie tak łatwo! -Wszystkie informacje znajdzie pani tutaj. -mówiąc to podał ci grubą tekę z napisem 'Witamy w szkole!' to było chyba ich motto...Złapałaś teczkę z energią i wysłuchałaś jego dalszych tłumaczeń. -Naukę zaczyna pani oczywiście od poniedziałku, pierwszy miesiąc będzie ulgowy, aby mogła pani wdrożyć się w rytm nauki na naszym uniwersytecie. Żadne z nas oczywiście nie ma chyba zamiaru ukrywać, że jest to szkoła, w której liczymy na zdecydowanie wytężoną pracę, także poza zajęciami...No, a więc do zobaczenia.
-Do miłego zobaczenia mam nadzieję...-zaśmiałaś się nerwowo po czym głupio się szczerząc szybko wstałaś i wymknęłaś się z gabinetu.

Na stację autobusową poszłaś na piechotę. Prestiżowa uczelnia w malowniczym otoczeniu. Dwie i pół godziny drogi od Londynu autobusem. Mała miejscowość. Uroczy rynek. Kilka sklepów. Turyści tylko w sezonie zimowym, gdy przyjeżdżają, aby zobaczyć najpiękniej oświetlone miasteczko w Anglii. Żadnych festiwali, żadnych koncertów. Pół godziny drogi szynobusem do najbliższego lotniska. Bezpośrednie loty do Polski. Mieszkańcy - w większości sympatyczni, pozytywnie nastawieni ludzie w średnim wieku, którzy przyjeżdżają tu aby odpocząć od zgiełku miasta chętnie wynajmują studentom przestronne poddasza z osobnymi wejściami - tradycyjny już sposób na połączenie charakterystycznych, ściętych dachów z łatwym zarobkiem. Miałaś już wynajęte takie 'mieszkanie'.

Gdy autobus ruszył poczułaś, że to co chcesz zrobić jest okropne. A z drugiej strony - przecież ty nigdy nie byłaś do końca normalna. Kiedyś myślałaś, że będziesz szczęśliwa w wielkim mieście. Myliłaś się. Więc może szczęście znajdziesz na prowincji? W tym uroczym, akademickim miasteczku. Tylko, że była jeszcze jedna, jedyna osoba, która nie zasłużyła sobie niczym na twoje odejście. 
Harry...

Serce biło ci jak oszalałe. Spakowałaś się. Wszystkie ubrania, kosmetyki, książki, bibeloty. Posprzątałaś całe mieszkanie starannie przeszukując każdy kąt. Zrobiłaś kolację i schowałaś do lodówki. Rozejrzałaś się dookoła. Pustka. Taka sama jak w twoim sercu.

Usiadłaś przy stole. Czekałaś. Minęła godzina, może dwie. Myślałaś o tym co dzieje się w twoim sercu, a co w głowie.

Wszedł. Uroczy jak zawsze. Loczki sterczały na wszystkie strony jego głowy. 
-Hej! Co to za poważny nastrój, co? Od rana cię nie widziałem! -podszedł co ciebie z uśmiechem. 
Gdy zobaczył, że wciąż jesteś poważna złapał jedno krzesło i obrócił je tak, że teraz siedział na nim okrakiem. -Coś się stało [T.I]?
-Harry, proszę cię. Nie rób mi tego. Nie utrudniaj mi. 
-Nie utrudniaj czego? -Wyjęłaś z kieszeni pierścionek, podałaś mu go i zacisnęłaś na nim jego dłoń. 
-Nie mogę, Harry. - w jego oczach pojawiły się łzy. 
-Miałem nadzieję, że będziesz moją cząstkom normalności w tym popapranym świecie.
-Moja miłość zawsze zostanie przy tobie. Nie będę nigdy w nikim tak zakochana, ale czy z tobą naprawdę jestem szczęśliwa? Gdy cały czas cię nie ma, gdy widzę ile musisz poświęcać dla kariery i jak głupie są niektóre rzeczy, które musisz robić? Menagement i tak by pewnie niedługo dał ci propozycję nie do odrzucenia. Tak jak Liamowi. Naprawdę nie wiem jak zachowałabym się na miejscu Dan. Co byś zrobił gdybyś nie mógł być ze mną? -wstał i podszedł bliżej. To było bardzo samolubne, ale pozwoliłaś mu się przytulić. Zanurzyłaś twarz w jego cudnych lokach i szepnęłaś
-Jedni przychodzą, inni odchodzą. Daj spokój Harry, zaraz następna dziewczyna pojawi się na twoim horyzoncie. 
'Tylko, że to nie będę ja i to nie jest twoja wina.' -dodałaś w myślach, bo nie chciałaś mu już łamać serca.


____________


Mam wielką ochotę na przedłużenie tego. Czuję spory niedosyt, ale tak to już jest z moimi opowiadaniami. Jak już pisałam spodziewajcie się jakiegoś zakończenia, ale to nie będzie nic spektakularnego.

Jednokierunkowych!




wtorek, 4 grudnia 2012

Imagin cz. 29

Kate

Znowu obudziłam się bardzo wcześnie. Nękały mnie wyrzuty sumienia. Nawet wczoraj nie zadzwoniłam. Ba! Nawet nie wysłałam smsa. Podświadomie robiłam wszystko, aby w końcu odejść od tematu.
Usiadłam na łóżku. Chociaż to głupie to teraz życie bez [T.I] wydawało mi się absolutnie beznadziejne. To zawsze ona była napędem. Na początku co prawda nieśmiała, zahukana, ale gdy poznałyśmy się bliżej okazała się wulkanem wspaniałych pomysłów. Jej myślenie o życiu - podejście do niego wydawało mi się godne pozazdroszczenia. Miała tę lekkość cieszenia się każdą chwilą, nie bała się zrobić coś głupiego tylko po to aby zachować w głowie miłe wspomnienie. Nienawidziła żałować, że coś ją ominęło, że czegoś nie zrobiła, bo stchurzyła. 
Teraz nie byłam już pewna czy znam ją tak dobrze jak kiedyś. Tak jak poprzedniego dnia ubrałam się cicho i wyszłam. Chodzenie po pustych ulicach uspokajało. Pozwalało na chwilowe poczucie, że z każdym dniem człowiek dostaje nową kartę. Idąc długą aleją pomiędzy budzącymi się dożycia kawiarniami myślałam o tym co naprawdę chcę robić. Przypomniały mi się słowa Andy'iego. Właśnie w tym momencie znowu ktoś na mnie wpadł.
-Patrz jak idz...-zamarłam. Przede mną stała [T.I]. Wyglądała na zmartwioną. Połyskujące kosmyki włosów przyklejały się do jej smukłej twarzy. Wyglądała jak portret. Idealny. Nigdy nie doceniała swojej urody, ale naprawdę nie dziwiło mnie to jak zawsze patrzeli na nią chłopacy. -Hej.
-Hej. Jak dawno...się nie widziałyśmy. -powiedziała z pewną trudnością. Od razu zauważyłam pierścionek na jej dłoni, gdy nerwowo ją pocierała. Cholera jasna! Czy to jest to co myślę? -Właśnie szłam do ciebie. Nie odbierasz komórki. Nie mogę cię złapać od kilku dni. Gdy dzwonię do twojej mamy wciąż słyszę, że jesteś w szkole na jakiś zajęciach przed egzaminami. -Oczywiście to była bzdura. Miałam egzaminy gdzieś. Głęboko gdzieś...
-Wiesz. Chciałabym wyjechać. - sama zdziwiłam się, że tak łatwo poszło mi wypowiedzenie tego co czułam głęboko i czego sama nie umiałam zidentyfikować.
-Ale...jak to?
-Londyn mnie ogranicza. Czuję się tu jak w klatce. - łzy napłynęły jej do oczu. Ktoś kiedyś powiedział jej podobne słowa. Od razu zrozumiałam swój nietakt.
-Tak myślałam, że z  czasem ludzie zaczną mnie opuszczać. 
-To nie o to chodzi...może ty tego nie widzisz, ale...ja nie mam siły o tym rozmawiać.
-Więc pójdźmy do domu..
-Czyjego? Mój pokój jest naprawdę najbardziej dołującym miejscem na ziemi.
-Harry kupił dla mnie mieszkanie. No, właściwie dla nas.
-Pierścionek też kupił dla ciebie. Boże, [T.I]! Czy ty wiesz z czym to się wiąże? To jest pułapka. Mówię ci to bo wiem co było kiedyś dla ciebie najważniejsze. Wolność. Bycie ptakiem, który może lecieć gdzie chce. Żaglem, którego nikt nie zatrzyma. Chciałaś być jak balonik. Lekki, ulotny, ale mający swój ogromny urok w tym, że jest. W tym, że nic go nie ogranicza. Żaden bagaż. Chciałaś zostawić Polskę za plecami, to co się tam działo. Londyn był dla nas kiedyś placem zabaw. Gdy przestał zaczęło się prawdziwe życie. Rozumiesz?! To już nie jest zabawa. Teraz podejmujemy wybory na całe życie.- odetchnęłam. Chciałam jej tyle przekazać. Nie umiałyśmy już rozmawiać jak wcześniej.
-I ta beztroska już nigdy nie wróci... -pomyślałam o jej słowach. Obie przeżyłyśmy wystarczająco dużo, aby móc nazwać się dojrzałymi osobami z pewnym bagażem doświadczeń. Teraz czas na wybory. Ale może ja nie chcę wybierać?! Łudziłam się, że jak wyjadę to coś zmieni. Przedłuży tą głupią młodość. Ale to by było chwilowe...potrzebowałam jakiejś motywacji do działania. Kogoś kto nie pozwalałby mi na rutynę. Kogoś przy kim każdy dzień byłby inny. Potrzebowałam zmian. I dlatego właśnie ciągnęło mnie w nowe miejsce. Zaklęte koło.  -Kochasz go, prawda? Widzę jak bardzo, ale musisz zrozumieć, że on nigdy nie będzie w 100% twój. I nigdy już zapewne nie będzie należał w 100% do siebie. Na tym polega bycie sławnym, [T.I]. Nie widzisz tego, bo go kochasz, ale to cie zamęczy na śmierć...

Ty

Gdy to powiedziała poczułaś, że faktycznie tak jest. O tym właśnie myślałaś tamtego dnia. Wtedy jak wyznał ci miłość. to było straszne uczucie, rozrywające. Ale to była prawda. Oni nigdy nie skończą gadać! Dla jednych byłaś przykrywką dla rzekomego gejostwa Harrego, dla innych po prostu słodką dzieweczką zatrudnioną przez menagement żeby 'Hazza kogoś miał'. Bo to przecież niemożliwe żeby on się na prawdę zakochał! Przecież on jest sławny! W gardle zaczęła ci rosnąć ogromna gula. 
-Gdzie pojedziemy, Kate? Gdzie zaczniemy nowe życie? -powiedziałaś powoli zdejmując z palca pierścionek.


___________________

I tak powolutku zbliżamy się do zakończenia imagina ;3 
Mam nadzieję, że wam się podobał, przewiduję jeszcze 2, 3 części.

Dużo mnie on nauczył. Bardzo się cieszę, że mogłam go pisać i choć malutka garstka osób go czytała. Wiem, że był dość pospolity. Jak powiedziała mi pewna osoba 'dużo rozmyślań' i to fakt. Dużo rozmyślań, mniej akcji. Zależało to od mojego humoru. Ale taki był zamysł tej historii.

Pozdrawiam cieplutko, Mrs. Styles

PS Po zakończeniu mam zamiar przeczytać wszystko od początku więc poprawię wszystkie napotkanie błędy. Jeśli jakieś więc są w tej czy poprzednich częściach - ignorujcie. Przy szybkim pisaniu różne rzeczy się dzieją...;P




piątek, 30 listopada 2012

Imagin cz. 28

Dedykuję pewnej miłej osóbce, która podobno tego NIE CZYTA...

Olivia

Wróciłam do domu wykończona. Rzuciłam się na łóżko i otwarłam przed sobą bezmyślnie laptopa. Po jakiego czorta szłam na te praktyki weterynaryjne? Czy ja w ogóle chcę być weterynarzem? Zootechnikiem? A może jeszcze kim innym...
Otwarłam facebooka. Zaraz, zaraz. Kto do mnie napisał? Niall! Boże, ten jeden pijacki pocałunek wydawał mi się snem...
'Hej!
Przepraszam starsznie za wtedy. Zachowałem się totalnie nieodpowiedzialnie. Jak gnojek.
Może spotkamy się gdzieś i będę mógł ci się wytłumaczyć w żywe oczy?
Błagam, to nie da mi spokoju.
Niall'
BARDZO chciałam się z nim spotkać. Od razu szybko wstukałam w klawiaturę
'Jeju! Jestem zaskoczona. Naprawdę nie mam ci nic za złe. W końcu rzuciła cię dziewczyna i  to w dość brutalny sposób...zresztą, nie mieszam się w nie swoje sprawy!
Spotkajmy się jutro pod kliniką Toma. Wybacz, ale mam zajęcia do 19 i nie dam rady wcześniej się wyrwać. Możesz?
Olivia'
Zdziwiłam się, ale odpisał prawie od razu.
'Na szczęście mam jutro wolne! Super, przyjadę po ciebie.'
'Jak to PRZYJEDZIESZ? Masz zamiar mnie gdzieś zabierać?'
'No, na kolację na przykład.'
'Niall, błagam. Bez przesady. Naprawdę nie musisz tak przepraszać. Nie pierwszy raz ktoś mnie pocałował po pijaku...'
Aż zrobiło ci się przykro bo to była prawda.
'Taka sympatyczna i ładna dziewczyna zasługuje na wszystko co najlepsze. Lubisz kuchnię włoską?'
'Kocham.'
'No to git. Jutro o 19, pod kliniką. Będę czekał.'
O Boże! Właśnie umówiłam się z Niallem Horanem! TYM Niallem! Niallem z One Direction!
Zaczęłam odwalać dziki taniec szczęścia tańcząc jak głupia po pokoju.
Ale zaraz, w co ja się ubiorę?!
Panicznie zaczęłam wyrzucać z szafy ciuchy, znalazłam w końcu ładną sukienkę, której bardzo dawno na sobie nie miałam. Szybko pomaluję się w toalecie w klinice, przebiorę i będzie świetnie. 

___________

Miało być dłuuuuuższe, ale jestem dzisiaj leniem. Odreagowuję ciężki tydzień ;\