czwartek, 15 listopada 2012

Imagin cz. 19

-Przepraszam. Nie wiem co we mnie wstąpiło. 
-Nic dziwnego, że się zdenerwowałaś. Nie powinnaś była przychodzić tu sama. Wracajmy do domu. 
-Ale Tom...
-Tom sobie poradzi. -popatrzałaś mu w oczy. Miał rację. Poszliście w stronę samochodu. W domu była Margie, która opiekowała się Danem i Maxem.
-Jeju! [T.I], jesteś! Martwiliśmy się o ciebie!
-Przecież dzwoniłam do Toma, że...-nie dokończyłaś, bo poczułaś potworny ból głowy. Dosłownie cię to sparaliżowało. 
-Ej, spokojnie mała. -powiedział Harry po czym szybko cię złapał i nie patrząc na Margie zaniósł na górę. Leżałaś na łóżku, a on delikatnie gładził twoją twarz. Ból głowy powolutku ustępował. 
-Jeju, Harry! Co się ze mną dzieje?! -byłaś zła sama na siebie.
-Po prostu wiele przeszłaś. Takie sytuacje są normalne. 
-Nie Harry. TO nie jest normalne. Widziałam na cmentarzu mamę! Rozumiesz?! Mamę! A potem zobaczyłam ją!
-Kogo. Kogo zobaczyłaś?
-No...no..-nie mogłaś nic wydusić.
-Ćśśś...-Harry położył się obok i cię objął.
-Widziałam mamę Stana. 
-Jakiego Stana?
-Stan był moim najlepszym przyjacielem. I nie żyje. A ja widziałam jego mamę. Wydawało mi się, że to moja mama!
-Hej. Wszytsko będzie dobrze. Opowiedz mi co to za Stan.
-A co to ma za znaczenie?
-Duże, skoro tak to przeżywasz.
-Stan...ja poznałam Stana, gdy przyjechałam do Londynu. Uratował mi życie. Tworzył tak piękne rzeczy. Znał niesamowite miejsca. Ale go już nie ma. Tak samo jak nie ma mamy. 
-Co się z nim stało?
-Serce mu pękło. Po prostu serce mu pękło...-trzęsłaś się i kiwałaś w te i we w te. Hazza o nic już nie pytał widząc w jakim jesteś stanie. 
-Chciałabym żyć normalnie Harry.
-Przecież żyjesz normalnie.
-Nie, ja żyję w jakimś dziwnym śnie. To co mi się przytrafia nie zdarza się innym. To nie jest normalne. To zdecydowanie nie jest normalne.
-A ja? Co ja dla ciebie znaczę?
-Wszystko.
-Czyli?
-Trzymasz mnie przy życiu Harry. Twoja miłość. -przejechałaś dłonią po jego sinych ustach. Opuszkami palców okrążyłaś powieki. Przesunęłaś je po kościach policzkowych kończąc na skroniach. Zanurzyłaś dłonie w ciemne loczki i zamknęłaś oczy. 
-Sprawiłeś mi wspaniałą niespodziankę rano.
-Wiem.
Otworzyłaś oczy. Znowu uśmiechnięty Harry. Pocałowałaś go. 
-Powiedz mi, czym ja sobie na ciebie zasłużyłam ty niepoprawny optymisto?
-Może swoim pesymizmem. Hmmm...pomyślmy. -roześmialiście się oboje. Znowu zajęły was długie pocałunki. Nagle do pokoju wpadli rozwrzeszczani chłopcy. Dzisiaj byli chyba Indianami tudzież jeźdźcami na dzikim zachodzie. Roześmialiście się z Hazzą i dołączyliście do zabawy. To była naprawdę urocza scenka. Przypomniała ci waszą rozmowę. Stanęłaś przy drzwiach i przyglądałaś się swojemu chłopakowi galopującemu po wielkich równinach z twoimi braćmi. 
Nagle do pokoju weszła Margie.
-To ja będę lecieć. -pożegnała się i wyszła.
Razem z Hazzą wykąpaliście chłopców zalewając całą łazienkę i pianę roznosząc aż na taras po czym zrobiłaś dla swoich mężczyzn kolację. Wyglądali przesłodko. Siedzieli przy barze obok siebie. Max i Dan - na wysokich fotelikach, a Hazza na stołku barowym i pałaszowali swoje smakołyki. Zrobiłaś im zdjęcie i wrzuciłaś na twittera z dopiskiem
'Happy Day!
My three boys in house.
They're very well-behaved today!
Unbelievable!'

 ---

Wybaczcie błędy. Korektę zrobię jutro. Dziś już nie mam totalnie siły. Wybaczcie za dziwnaczny humor. Taki dzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz