poniedziałek, 26 listopada 2012

Imagin cz. 24

Harry

Znałem dobrze to miejsce. Kiedyś, gdy jeszcze nie byłem sławny mój przyjaciel wciągnął się w ćpanie. Był zdesperowany. Pożyczał sporo kasy, miał długi. Zwierzył mi się kiedyś, że jeden z dilerów zaproponował mu darmowe działki za pomoc w jakimś przemycie porywanych kobiet. Nie mam pojęcia dlaczego mu nie uwierzyłem. Chyba nie wziąłem tego na poważnie. Zresztą, byłem tylko głupim gówniarzem. Gdy byłem na wakacjach w Londynie spotkałem go, zabrał mnie w to miejsce, ale nie przekroczyłem progu magazynu. Znowu stchórzyłem. Nie zgłosiłem tego na policję choć widziałem związane dziewczyny wrzucane jak mięso do furgonetek.
A teraz trafiła tam najlepsza przyjaciółka mojej ukochanej [T.I] . Czułem się za to odpowiedzialny, bo kiedyś gdybym coś zrobił to by do tego nie doszło.
Wszystko tutaj idzie sprawnie. Maszynowo. Jak na taśmie produkcyjnej. Zanim zadzwonił bym na policję już by się zwinęli. Zacząłem walić pięściami w blaszane drzwi magazynu. Głośne echo rozniosło się dookoła.
-Ty, co jest stary?! -usłyszałeś donośny, znajomy głos.
-Nie no. Nie wiem. Sprawdź. Tylko weź łom. Jakby co to mu przyjebiesz. -odezwał się drugi, złowrogi głos.
Usłyszałem głośny chrzęst zamka i drzwi się otworzyły.
-Kogo ja widzę! Patrick, chodź to zobacz!
-Co jest?
-LALUŚ nas odwiedził!!! Hahhahahahah!!! Nie no, nie mogę!!
-O jpd! Pan Hannah Montana!
-Dobra, skończyłeś? -zapytałem.
-Po co przylazłeś?
-Proszę cię. Wypuść Kate.
-Kogo? Oszalałeś?! A może już zadzwoniłeś na policję, co? Hhahha, a no tak. Zapomniałem, że ty jesteś tchórzem.
Nie wytrzymałem. Przywaliłem mu w twarz.
-Łoooo! Spokojnie! -krzyknął jego kolega po czym nagle dostałem czymś w tył głowy i ciemno mi się zrobiło przed oczami.

Ty

Usłyszałaś policyjne syreny. Zaczęłaś machać panicznie rękoma w stronę dwóch radiowozów.
-To tutaj! Tu! -krzyczałaś.
-Spokojnie panienko. Gdzie dokładnie? -tłuściutki wesołek wychylił się z okna radiowozu.
Wskazałaś palcem na tylną bramę od magazynu. Z pierwszego pojazdu wyszło trzech, z drugiego czterech policjantów. Ruszyli cichaczem w stronę drzwi. Ktoś najprawdopodobniej wyszedł na zwiady. Zdaje się jakiś praktykant. No tak. Lepiej narażać młodziaka niż siebie. Zza rogu dochodziły stłumione odgłosy bójki. Nagle mężczyźni zaczęli wracać biegiem do samochodów i zdaje się wzywać posiłki.
Tego już było za wiele. Boże, a co z Harrym?! Zamarłaś. Twoje ostatnie wspomnienie to przerażone spojrzenie zakrwawionego na twarzy bruneta o błękitnych oczach. Potem film się urwał...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz