piątek, 9 listopada 2012

Imagin cz. 7 czyli nie ma to jak uzależnienie od pisania

'Czasem palnę coś jak debil. Wiem. Ale chcę żebyś zdawała sobie sprawę, że -
 i może to płytko zabrzmi (a raczej na pewno tak zabrzmi) - ale chwile z tobą są dla mnie najcenniejsze.  Gdy się razem wydurniamy, albo po prostu coś razem robimy. Chciałabym mieć zawsze w życiu fun. Nie zawsze niestety jest wesoło. Ale na ciebie mogę liczyć. I dziękuję ci za to. A i jeszcze jedno; nigdy nie odchodź, proszę. Nie dam bez ciebie rady. Bo - wierz mi lub nie ale teraz czuję, że bez ciebie byłabym nikim.'



Nie chciał wypuścić cię z uścisku chociaż podczas pocałunku stykaliście się tylko ustami. Pozwoliłaś mu się przytulić. Czemu to wszystko musi być takie trudne?
Jego policzki były teraz mokre od twoich łez. Twoje - od jego. 
-Proszę, czy mógłbyś zawieść mnie na chwilkę do domu, a potem do mojej kuzynki? 
Kiwnął tylko głową. Gdy narzucał na siebie kurtkę i brał do dłoni klucz twoje serce powoli pękało na małe kawałeczki. Czy to możliwe, że ten ledwie buziak sprawił, że twoje stanowcze postanowienia miały lec w gruzach? 
Wyszliście na korytarz. Gdy jechaliście windą na dół nie patrzyliście na siebie i nic nie mówiliście. W samochodzie podałaś mu tylko adres. 

Wbiegłaś do mieszkania. Z szybkością światła przebrałaś się stosownie do imprezy, zrobiłaś mocniejszy make-up, do pojemnej torby włożyłaś wszystko co potrzebne na nocowanie u kuzynki. Nie zapomniałaś o rzeczach Eleanor, które starannie włożyłaś do osobnej torby, do której jeszcze dorzuciłaś w podziękowaniu czekoladki. Naprawa windy trwała długo. Dzięki Bogu po tych dwóch miesiącach mąk mogłaś swobodnie zjechać na dół bez zmartwienia o nogę uwięzioną w białej skorupie. 
Wskoczyłaś z powrotem do auta, podałaś Hazzie torbę z rzeczami Elle i pojechaliście do Grace. Gdy jednak już chciałaś dziękować H i wyskakiwać z samochodu ten wyszedł pierwszy i otworzył ci drzwi. Podał ci rękę, a gdy wyszłaś przyciągnął cię do siebie i zanurzył twarz w twoich włosach. Tak, twoje serce zdecydowanie było już doszczętnie pokiereszowane. 
Zdając sobie sprawę, że to było pożegnanie szybko wymknęłaś się z jego objęć i uciekłaś do jasnego holu budynku. Kątem oka widziałaś jeszcze jak patrzy za tobą przez szybę. Już miałaś do niego wybiec, kiedy zamknęły się drzwi windy i pojechałaś w górę.
Drzwi otworzyła ci Grace. Gdy cie zobaczyła była cała czerwona i rozentuzjazmowana. Ostatnio widziałaś ją taką gdy Mat Grey dał jej różę na walentynki. Musiało chodzić o chłopaka. 
-[T.I] właź szybko! Zaraz mi wszystko odpowiesz, baybe!
-Mi też miło cię w końcu zobaczyć. - odpowiedziałaś z uśmiechem. Naprawdę cieszyło cię to spotkanie - Ale co mam ci opowiadać?!
-No jak to co? Nie żartuj sobie!
-Hej [T.I]! Grace, spokojnie może najpierw zaprosisz [T.I] do środka, a dopiero potem ją zamęczysz na śmierć. Dobrze? - powiedziała ciocia Chloe, która właśnie wyszła z kuchni skąd dochodziły nieziemskie zapachy. Mieszkali tu już pół roku, ale dopiero teraz wszystko wykończyli stąd ta 'parapetówka' więc mieszkanie wyglądało zupełnie inaczej niż gdy ostatnio tu byłaś. Naprawdę świetnie. No i największą ozdobą domu była Chloe. Nie była podobna do Toma. Miała długie, jasnobrązowe włosy - starannie skręcone w delikatne fale lub upięte w dziewczęcy kok. Szczupła, wysoka z jasną cerą mogłaby być modelką. Do tego zawsze prezentowała się nienagannie. A Grace odziedziczyła poniej urodę, za to po tacie - charakter komedianta. Czasem zazdrościłaś im życia, które wiodą.
Jednak nie było czasu na rozmyślania. Grace wciągnęła cię do środka i scenicznym szeptem zakomunikowała -Chodźmy lepiej do pokoju bo tutaj pewna wścipska kobieta nie da nam spokoju. 
-Ej! Słyszałam! - krzyknęła jeszcze z kuchni Chloe. 

Grace miała świetny pokój. Zajmował poddasze zrobione pod sufitem mieszkania, a nad sufitem sypialni rodziców i łazienki. Przez to pokój był dość niski za to całą ścianę stanowiło podłużne okno, przez które Grace mogła co noc obserwować świecący się Londyn. Usiadłyście na poduchach przy oknie. Grace nie mogła opanować emocji.

-Czemu mi nic nie powiedziałaś?! - zapytała śmiejąc się i czkając jednocześnie
-Spokojnie. Spokojnie. - odpowiedziałaś również ze śmiechem, który jak wiadomo - jest zaraźliwy. - Czego ci nie powiedziałam? - naprawdę nic nie przychodziło ci na myśl. Przez te dwa miesiące odkąd się nie widziałyście nic się specjalnego nie działo. Grace odwiedziła cię twojego drugiego dnia pobytu w szpitalu, a potem przez pierwsze dwa tygodnie 'kalectwa', gdy nie chodziłaś do szkoły była u ciebie prawie codziennie żebyś nie zanudziła się na śmierć. Jedyne ciekawe zdarzenie miało miejsce dzisiaj. Ale o tym przecież nie mogła wiedzieć.
-Pytam się czemu nie przedstawiłaś mi swojego nowego chłoptasia zołzo! -  Nie zabrzmiało to miło, ale to była przecież Grace, która właśnie cieszyła się zdaje się twoim szczęściem. - Tylko no właśnie - jakim?!
-Ale Grace, coś musiało ci się pomylić. Nie mam chłopaka odkąd w trzeciej klasie moja wielka miłość zerwała ze mną zaręczyny na zielonej szkole. - nie mogłaś opanować śmiechu
-Tak?  A to - to co to jest? - zapytała podstawiając ci prosto pod nos swojego laptopa. Na ekranie widniało kilka bardzo wyraźnych zdjęć. Kilka pierwszych przedstawiało Harrego idącego w stronę kawiarni. Kolejne wchodzącego tam, a w końcu siadającego przy jakiejś dziewczynie z gipsem i całującego ją w policzek. Potem niezłe zdjęcia w ruchu - ktoś oblewa tą dziewczynę kawą. I w końcu roześmiana dziewczyna i Harry wsiadający do auta. Zmartwiony Harry za kierownicą. Na koniec - Harry tulący ją pod blokiem Grace...
-O cholera jasna! Skąd masz te zdjęcia?!!
-No jak to skąd? -Grace ochłonęła w jednej chwili i od razu spoważniała widząc twoją minę. -Są wszędzie. Na twitterze, facebooku, blogach, różnych stronach plotkarskich. 
-Boże...- nie wytrzymałaś. Rozpłakałaś się jak małe dziecko.
-O cholera! [T.I] czy na tym zdjęciu jest nasz wieżowiec?! 
-Tak!!! To przecież zdjęcie sprzed kilku minut!!! 
-[T.I] nie chcę cię denerwować ale... -pokazała palcem okno. No tak. Szyby w jej pokoju wychodziły na przód budynku. Gdy spojrzało się w dół można było zobaczyć wejście. Już domyślałaś się co ukaże się twoim oczom gdy tam zerkniesz. Miałaś rację. Przed wejściem stał już tłum paparazzich i zdaje się - grupka fanek?, których ochrona usiłowała utrzymać przed budynkiem. 

Rzuciłaś się do swojej torebki. Szybko wygrzebałaś znajomą karteczkę i wpisałaś numer w komórkę. 
'Harry! Wiem, że to nie czas i nie miejsce ale przebierz się, pożycz od kogoś samochód żeby cię nie rozpoznali i przyjeżdżaj. Błagam.'

Po czym rzuciłaś szybko do Grace - Chyba twoja mama się nie zezłości na jeszcze jednego gościa na imprezie, co?
Grace zaświeciły się oczy. -Hmmm...a ten. No wiesz...może by tak dla mnie jakieś towarzystwo?
Spojrzałaś na nią. Wiedziałaś, że uwielbiała Liam'a ale nie sądziłaś aby się udało. Szybko posłałaś kolejnego sms'a.
'To impreza u kuzynki. Zabrałbyś ze sobą kogoś? Ona mi nie wybaczy.'
'Już wychodzę. Spróbuję kogoś załatwić. Spokojnie.'

Odetchnęłaś z ulgą. W domu robiło się coraz więcej gości. Czatowałaś przy drzwiach. Po kolejnym dzwonku  pojawili się równocześnie Tom, mama i... no właśnie...Harry.
Gdy wszedł nie zauważył cie. Przepuścił najpierw twoich rodziców (uff) potem podszedł do Chloe, wręczył pudło czekoladek i o coś zapytał. Po chwili Chloe zdziwiona wskazała drabinkę do pokoju Grace.
Zobaczyłaś, że twoja kuzynka stojąca kawałek za tobą była bliska zemdlenia. Za Harrym do mieszkania wszedł również inny przystojniak. Wyglądający na dość nieśmiałego. Też przywitał się z panią domu po czym spojrzał na Hazzę. W mieszkaniu grała głośna muzyka więc nie słyszałaś co mówią. W końcu ruszyłaś do akcji. Podeszłaś najpierw do rodziców. Przywitałaś się i poprosiłaś mamę żeby zaczekała na ciebie. W tym czasie podeszłaś do Harrego i nieznajomego. Okazało się, że ma na imię Brian. Przedstawiłaś Grace. Ta dziewczyna przypominająca czekoladkę zapakowaną w śliczny papierek nie zwróciła uwagi Hazzy (którą najwyraźniej pochłaniałaś ty bo przyglądał ci się bacznie ale nic nie mówił) za to Brianowi zdaje się od razu się spodobała. Ignorując Hazzę (nie mogłaś w to uwierzyć!) poszła z Brianem w głąb mieszkania posyłając ci jeszcze spojrzenie mówiące 'Tak to się robi złotko.'. Pociągnęłaś H za rękę po czym wyszliście z mieszkania.
-Harry...-łzy napłynęły ci znowu do oczu. No co to miało być?!
-Ćśśś...-szepnął kładąc ci palec na ustach.
-Mam wrażenie, że cały świat się na mnie zwalił. Czuję, że teraz to wszystko już nie ma znaczenia. To jak oni wtargnęli w naszą prywatność jest straszne.
-To moja wina. - znowu zaczynał
-Harry, daj spokój. To był tak naprawdę mój wybór. Może jestem głupia ale czuję, że teraz gdy to dotyczy już nas oboje to musimy to przejść razem. Nie widzę innego rozwiązania. Nie ma przed tym ucieczki więc to zignorujmy. Bardzo bym nie chciała tak zapamiętać tych chwil. Wciąż nie mogę w  to uwierzyć. Sam przyznasz, że to się stało dość szybko.
-Tak i wiem, że chciałaś tego uniknąć. 
-Harry. Mogę cię prosić o jedno?
-Jestem ci winien pewnie o wiele więcej niż to o co chcesz prosić.
-Nieprawda. Jesteś mi winien tylko to. Uśmiechnij się. Uśmiechnij się tak jak wtedy, gdy zobaczyłeś mnie w kawiarni, a ja traktowałam to jako zabawę.
-Nie umiem.
-Zamknij oczy. - zamknął oczy tak jak mu kazałaś. Złapałaś go za jeden z licznych loczków i przyciągnęłaś do siebie. Musnęłaś jego wargi swoimi. Już nie tak delikatnie jak wtedy. Mocniej ale bez przesady. To wystarczyło. Od razu się wyszczerzył a w jego policzkach ukazały się te urocze dołeczki, które kiedyś śniły ci się po nocach. 
-No patrz. A jednak umiesz.
-Daj mi szansę, a będę chodził uśmiechnięty cały czas.
-Mmm...nawet jak będą nas nękać fanki i paparazzi?
-Cały czas to cały czas. - odpowiedział szczerząc się
-Kusząca propozycja. A co jeszcze jesteś mi w stanie zaoferować? - spytałaś figlarnie. Tak jak liczyłaś złożył na twoich ustach długi, słodki pocałunek. 




Wiem, wiem. Wszystko takie trochę rozlazłe ale cóż. Mówi się trudno i idzie się dalej ;) A właściwie pisze ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz